piątek, 15 czerwca 2018

Urlop 2018 - Planowanie zwiedzania? Po co to, komu? cz.4 - Elektrownia wodna Wrzeszczyn

Poprzednio pisałem, że będziemy zwiedzać opuszczone sanatorium MSW? Może nie tyle, co skłamałem, ale po prostu tam nie dojechaliśmy. Po raz kolejny w Mapach Google wyskakuje kilka pozycji tego obiektu, punktów z oznaczonymi zdjęciami. GPS zaczyna się gubić i co chwila zmienia trasy. Gdzieś na mapach satelitarnych doszukujemy się możliwej lokalizacji i ruszamy.

Przejeżdżamy przez miasteczko. Barcinek jest dość długi, ciągnie się wzdłuż rzeczki Kamienica. Jedziemy między polami, gdzie po kilku kilometrach dojeżdżamy do sporej wielkości zakładu produkcyjnego obok, którego w stawie stoi pomnik-samolot. Czerwony An-2 (zakład nazywa się Domino ARF Sp. z o.o. Cynkownia ogniowa, konstrukcje stalowe). Widzimy, że za zakładem jest dalsza droga. Z każdym metrem ulega ona pogorszeniu aż w końcu zamienia się w ubitą ziemię, ścieżkę. Prowadzi nas ona przez las. Jest dość mroczny. Wysokie drzewa, mało światła. Po lewej stronie prześwituje wycięty pas pod słupy wysokiego napięcia.


Zastanawiałem się jak zacząć kolejny akapit. Może cytując słowa z filmu "Poranek Kojota" - bunkrów nie ma, ale też jest pięknie. Zgadza się, sanatorium nie było, ale była elektrownia wodna. W sumie nic straconego. Taka elektrownia wodna jest zacna i warta obejrzenia. Obiekt jest czynny - mam na myśli, że pracuje. Niestety nie jest on otwarty do zwiedzania. Przejście przez śluzy, przez kładkę, możliwe podejście do budynku elektrowni. Wystarczy by zajrzeć przez okna i zobaczyć dwie pracujące turbiny.


Kilka ujęć na całą elektrownię.




Obiekt stoi na rzece Bóbr. Tama tworzy zbiornik wodny, który nazywa się Jeziorem Wrzeszczyńskim. Szum wody spadającej z tamy, odgłos turbin - ciekawe doświadczenie, które jest spotęgowane drganiami obiektu wywołanymi pracą turbin. Na tamie znajdują się gretingi. Widać przez nie, pod stopami, przepływającą wodę. Znajdujące się na zewnątrz obiektu urządzenia wyglądają na dość stare. Lubię takie "starocie" i widzę, że starszy syn też się tym interesuje.



No tak, ale czeka nas jeszcze powrót przez las i zwiedzanie kolejnego miejsca...

Jedziemy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz