piątek, 15 czerwca 2018

Urlop 2018 - Planowanie zwiedzania? Po co to, komu? cz.6 - Zamek Gryf

Z Lubomierza, lądujemy koło zamku Gryf…

[Muszę to napisać! Po niemiecku zamek Gryf nosi nazwę  Greiffenstein - brzmi groźnie! Coś jak słynny z gry komputerowej zamek Wolfenstein! Się grało...]

Nie wiem, od czego zacząć. Może od tego, że zanim wyruszyliśmy na zwiedzanie ruin, odradzano nam to. Pierwsze to cena biletu, która przewyższała walory obiektu. Drugie to fakt, że zamkiem zarządza podobno jakaś „sekta”. Wtedy jeszcze nie sprawdzałem dokładnie, w jakiej sytuacji obecnie i na przestrzeni ostatnich lat, znajdował się zamek. Teraz, kiedy piszę ten tekst jeżą mi się włosy na głowie.

Zamkiem zarządzała jakaś fundacja katolicka. Dziwne historie związane z montażem anten. Ogólne niezadowolenie z działań fundacji ze strony zwiedzających oraz miłośników zabytków. Czytając KRS (http://www.krs-online.com.pl/msig-4307-237911.html) na temat fundacji, również można doczytać się ciekawych informacji. Jakieś dziwne wpisy na temat działalności budowlanej… bardzo dziwne. Pomijając aspekty (bez) prawne i niezliczone przeczytane artykuły na temat losów zamku. Jesteśmy świadkami takiej zabawy, której efektem jest obecnie zrujnowany obiekt zabytkowy.

Tak jak wspomniałem, zanim tam dojchaliśmy mieliśmy informacje o drogich biletach i jakiejś „sekcie” religijnej. Niezrażeni tym pojechaliśmy wprost z Lubomierza w stronę Proszówki. Nie zaskoczę Was tym, jeżeli powiem, że do zamku nie prowadzą żadne tablice informacyjne.

Jak dojechać do Gryfa? Jedziemy DW361 do Proszówki. Szukamy takiego oto widoku jak na zdjęciu poniżej. Akurat to jest widok, gdy jedziemy od strony DK30 lub Radoniowa. Sami widzicie, zdjęcia pochodzą z Google Maps z 2012 r., moje pochodzą z 2018 r. i na żadnym nie widać tablic informujących o zamku. Dlatego jechaliśmy bardzo powoli, aż bystre oko wypatrzyło mury budowli majaczące za zaroślami.



Zatrzymaliśmy się na piaszczystej wysepce. Podeszliśmy do furtki, która jest zdewastowana. Drewniane szopy, które miały być chyba kasą biletową, zamknięte. Wchodzimy dalej? Dlaczego nie? Skoro jest to zabytek, a my nie mamy na celu nic niszczyć – raczej nie mamy się, czego obawiać. Nazywać to wtargnięciem na prywatną posesję? Obiekt wpisany do rejestru zabytków, prywatną posesją? Liczyliśmy na spotkanie z opiekunem lub jakimś psem.  Ale takowych nie było. Czytaliśmy o jakimś specyficznym opiekunie na różnych forach internetowych, ale i takowego nie było.

Doszliśmy do czegoś, co imitowało drewnianą bramę – współczesna konstrukcja wymazana sprejem.


Przechodzimy przez pasaż, między dwoma długimi murami, gdzie na końcu stoi brama zamku. (Nie znam się na konstrukcji zamków, więc przepraszam za słownictwo. Mile widziane poprawki i sugestie.). Brama jest podwójna, a za nią dziedziniec. Wszystko zarośnięte krzakami, drzewami, bluszczem. Kręcimy się trochę po dziedzińcu, wchodzimy po schodach i dochodzimy do podstawy baszty gdzie trafiamy na jakiś „korytarz”. Wszędzie jakieś współczesne furtki, drzwi – oczywiście otwarte.


Informacje z for internetowych dotyczące drewnianych szop na zamku okazują się potwierdzone. Ktoś miał chyba nadmiar desek, bo takich budowli na terenie zamku jest kilka. Wszystkie ordynarnie połączone kablami. Ktoś nie krył się z brakiem umiejętności wplatania współczesnej zabudowy w zabytki (przypomniał mi się film „Poszukiwany, poszukiwana” z 1972 r.). Porozrzucane cegły, deski i inne materiały budowlane. Powstrzymuję się by nie wypisać kilku wulgaryzmów.


Udało się nam znaleźć wejście na wyższe poziomy zamku. Tam również trafiamy na drewniane szopy i śmierdzącą sławojkę. Doszliśmy do pomieszczenia gdzie widzimy pozostałości po ognisku, worek ze śmieciami oraz opakowanie brykietu do grilla. Ok, przyznaję rację, że ten, kto tu obozował zostawił po sobie porządek. Na ścianie widzimy wielki, drewniany krzyż. Przypomnieliśmy sobie wtedy o owej „sekcie”. Teraz stało się to bardzo wyraźne – wszędzie porozwieszane krzyże. Małe, duże, poprzybijane do drzew, murów. Pomyślałem, że gdybym nie został wcześniej ostrzeżony o pobycie fanatyków, którzy porozwieszali te krzyże, może i przeszłyby mnie ciarki.


Ze względu na to, że widzieliśmy już wszystko, co było możliwe i to, czego nie utrudniały gęste krzaki, udaliśmy się do samochodu. Po raz kolejny rozgoryczeni nieodpowiedzialnym zachowaniem ludzi oraz instytucji, którzy maja się opiekować takimi obiektami. Zastanawiamy się gdzie był konserwator zabytków, gdy dewastowano zamek? Przeczytałem, że owa fundacja opiekująca się Gryfem nosi nazwę „Idź, i ty czyń podobnie!” – po tym, co widziałem, nie chcę czynić tak jak to oni i zarządzający zamkiem uczynili…


Pewnie wyobrażacie sobie nas, jako typowych Mirków i Grażynki z reklamówkami z biedronki, w sandałach i szpilkach, wchodzących na Giewont. Wyobrażacie sobie jak idziemy i klniemy, że w Malborku, na Wieży Mariackiej i latarniach morskich nie ma wind. Rozczaruję Was, ale jest to przeciwny obraz, jaki mógłby nas opisać. Pisząc teksty wielokrotnie narzekamy. W większości na nieudolność zarządzania danymi obiektami. Boli nas fakt, że przepiękne budowle niszczeją. Marzy się nam żeby te wszystkie zabytki mogły kiedyś nasze dzieci pokazywać naszym wnukom. Staramy się idąc nawet przez takie zdewastowane zamki, robić to z uśmiechem na twarzy. Pokazujemy naszym dzieciom wszystko, co się da ukazując to, jako coś niesamowitego. Czasem trzeba udawać, ale zawsze w dobrej wierze. Oczywiście, ten tekst przeczytają kiedyś nasi synowie, ale wiem, że zrozumieją nasze intencje.


Dla nas ważne jest też to, że mamy, co wspominać. Uwielbiamy te nasze wyprawy, które jednoczą całą rodzinę

Wspólne chwile spędzone razem, czasem w pamięci, czasem na fotografiach.

Pozdrawiam. Jedziemy dalej. Kierunek – agroturystyka. Zadanie - nocleg…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz