poniedziałek, 18 czerwca 2018

Urlop 2018 - kolej linowa SKI&SUN - część 3

W trakcie pisanie tej części opisu przygód z dreptania po Izerskim Stogu, znalazłem trochę pamiątek, biletów, pocztówek, itp. Kilka poprzednich wpisów zostało wzbogaconych o kilka zdjęć. Poniżej zamieszczam zdjęcie biletu z kolejki gondolowej, a w dalszej części zdjęcie pocztówki ze schroniska PTTK.


Po krótkim odpoczynku wracamy na szlak. Docieramy do słupów i znaków informujących, że opuszczamy Polskę i wkraczamy na teren Czech. Zastanawiamy się jak jeszcze daleko do obranego celu, czyli Smreka. Woda zaczyna się kończyć a prowiant, który mieliśmy to banany, kanapki, chyba jabłko i jakieś skitelsy. Oczywiście to ostatnie wystarczy dzieciakom do szczęścia.




Trafiamy na kolejny drogowskaz prowadzący w kilku kierunkach i opisujący szlaki w języku czeskim. Cel naszej podróży zaczyna być widoczny ponad drzewami. To wieża obserwacyjna. Widzimy jeszcze krzyż z figurą Chrystusa oraz tablicę oraz obelisk upamiętniające Theodora Körnera. Miejsce to upamiętnia pobyt niemieckiego poety na szczycie w 1809 r. Pomnik-obelisk został wybudowany w 1909 r.




Zmęczeni. Mimo to, wchodzimy na szczyt wieży. Przyjemny powiew chłodnego wiatru w upalny dzień. Widok, który nas otacza jest nie do opisania. Nie słychać tu szumu miasta, hałasujących samochodów, itp. Wszystko wydaje się być gdzieś daleko, nieosiągalne. Warto starać się zwalczyć wszelkie słabości by zobaczyć coś tak wspaniałego.

"You shall not pass!"



Zdajemy sobie jednak sprawę, że musimy jeszcze wrócić do przystanku kolei gondolowej. Niestety takie miejsca pozbawione są atrakcji w postaci melex’ów, czy też zajechanych do upadłości koni jak ma to miejsce przy Morskim Oku. Drogowskazy podają, że pomiędzy Smrekiem a Stogiem Izerskim jest 2.5 km, Google Maps twierdzi, że 3.5 km. W sumie, dla nas jednostką miary była wtedy ta (nasza) turystyczna, czyli „jeju, jak to daleko”.

Ten przycisk nie działa...

Czy mam opisywać powrót? Zasadniczo, nie odbyły się jakieś niespodzianki. Przypomnieliśmy sobie, że przy „dworcu kolei gondolowej” znajduje się Schronisko PTTK a w nim restauracja „Na Stogu Izerskim”. Obietnica jakieś posiłku, kawy, herbaty, bardziej motywowała nas do przejścia szlaku.

("Góry" - Antek, lat 6. - jesteśmy wyrodnymi rodzicami i za każdym razem gdy wracaliśmy z wycieczki to syn musiał rysować to co zapamiętał! potem wystawimy te rysunki na aukcji i zarobimy dużo dolarów! bardzo dużo! nawet nie wyobrażacie sobie jak bardzo, bardzo dużo!)

Z rozkładu wynika, że kilka minut wcześniej odjechały ostatnie gondole. Mamy, więc jakieś pół godziny na odpoczynek w restauracji. Zamawiamy nasze „nagrody” za dzielne przejście tak trudnej trasy. Dzieciaki zadowolone. Zjadamy kanapki, owoce, dopijamy kawy, herbaty. Na zewnątrz przy stolikach podziwiamy otaczające nas widoki.




Zbliża się godzina zjazdu gondoli. Koniec przygody na Stogu Izerskim. Gondola rusza, siedzimy sami, we czwórkę. Na początku, zaraz po tym jak opuszcza dworzec wydaje się zjeżdżać gwałtownie. Sprawia to wrażenie, że nabierze rozpędu i będzie pędziła ostro w dół. Oczywiście jest to tylko złudzenie i nie jest fizycznie możliwe, żeby gondola nabrała dużej prędkości. Pomińmy zasadę działania kolejki. Widok, jaki towarzyszy zjeździe kolejką jest o wiele lepszy od tego podczas jazdy pod górę. Ostatnie 12 minut (sprawdziłem, cały przejazd nagrany na filmie tyle właśnie zajął), które spędzamy w gondoli poświęcamy na zachwyt i podziwianie widoków.


Poniżej ostatnie zdjęcie ze zjazdu gondolą:


Płacimy jeszcze za parking, jakieś grosze. Pora na jakiś obiad.

Najbardziej ucieszył nas fakt, że starszy syn był zadowolony. Większość rodziców wie, jak trudno jest zainteresować dzieci, czymkolwiek, podczas rodzinnych wycieczek. Jeżeli rodzinny wypad nie obejmuje placu zabaw, basenu czy innej popularnej rozrywki, to kończy się to na marudzeniu. Na szczęście młody uwielbia muzea techniki, wojskowe, itp. Zdaję sobie sprawę, że takie łazikowanie po górach bywa męczące. Wiem, że często narzekam jak bardzo jestem zmęczony podczas takiej aktywności fizycznej. Ale wiem też, że spędzanie całego urlopu na zatłoczonej plaży, basenie pełnego rozkrzyczanych dzieciaków, wśród ludzi przyciąganych przez takie popularne miejsca, są czymś, co napawa mnie strachem. Mój punkt widzenia.

Izabela: w każdym razie było warto poświęcić ten dzień, trochę siły i spiąć się i wreszcie wejść na jakiś szczyt. Wszyscy mile to wspominamy.
Ps. Antoś po powrocie do agro-domu miał jeszcze siły ganiać po podwórku...nie wiem gdzie on gromadzi energię... zazdroszczę

  KOCI WKLEJ ZDJĘCIE Z ANTKA PAMIĘTNIKA)NOTATNIKA rysunek skisun
CDN...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz