sobota, 29 września 2018

Żagań - śladami Wielkiej Ucieczki

Wspomnienia... maj 2015 r.

Niewiele osób czytało lub zna książkę "The Great Escape" Paula Brickhilla – tak przypuszczam. Ale z pewnością wiele osób widziało film o tym samym tytule, z roku 1963 w reżyserii Johna Sturgesa. Osobiście pierwszy raz widziałem ów film w wieku 6-7 lat. Wywarł on na mnie ogromne wrażenie. Będąc młodym człowiekiem stawiałem ten film na równi z takimi filmami jak: "Złoto dla zuchwałych" (Kelly's Heroes), "Parszywa dwunastka" (The Dirty Dozen), czy innych trochę naiwnych filmów pokazujących, że II wojna światowa była barwna i nierzadko była przygodą, podróżą przez zrujnowana Europę. Jednak dla bardzo młodego człowieka były to "prawdziwe" filmy ukazujące amerykańską armię, tak dzielnie walczącą o pokój. Pomijam tu naszą rodzimą produkcję z psem w roli głównej...


Wtedy sztuka reżyserii pokierowana była inną wizją artystyczną. Mimo rozmachu, efektów specjalnych, gry aktorskiej, rekwizytów, pojazdów oraz dobrze dobranych lokacji. Filmy te trochę ustępują dziś takim filmom jak bardzo dobrze znany "Szeregowiec Ryan" (Saving Private Ryan). Biorąc jednak pod uwagę fabułę czy kanwę na podstawie, której powstał film, to "Wielka Ucieczka" niezmiennie od lat 60. stoi na podium filmów wojennych.

Każdy młody chłopak lubił bawić się w wojnę. Każdy miał jakiś plastikowy karabin, ewentualnie dobrze spasowany patyk. Wielu z nas wysadziło śmietnik przy pomocy kamienia lub patyka. Przecież to był niemiecki czołg, który nie miał prawa przetrwać podwórkowej wojny. Nikt nigdy nie chciał być, Szarikeim, ale każdy chciał być pancernym. Sceny z "Wielkiej ucieczki" też odgrywały znaczącą rolę - zawsze ktoś stawał się jeńcem i szedł do niewoli. Właśnie tak na początku postrzegałem tytułowy film. Był on dla mnie dziełem z dobrymi aktorami, trochę śmiesznych scen, trochę grozy, na tle wojny.

Z czasem docierało do mnie, że baraki zamknięte za drutem kolczastym nie były podwórkowym więzieniem dla jeńców gdzie wychodzi się po ustalonym z góry czasie. To było okropne miejsce, w którym nie chciałbym się znaleźć. Ale zgłębiając charakter i historię tego miejsca byłem bardzo zaskoczony. Zarówno w trakcie oglądania filmów dokumentalnych, czytania artykułów, czy nawet podczas wycieczki w Muzeum Obozów Jenieckich w Żaganiu, poznałem znacznie odmienny wizerunek tego miejsca.

Nam, Polakom, słowo obóz kojarzy się ze śmiercią. Pierwsze, co przychodzi nam do głowy to niemiecki obóz koncentracyjny, komory gazowe, głód, rozstrzelania, miejsce zagłady – oraz cały szereg innych złowrogich pojęć. To, co jednak teraz napiszę może zjeżyć włos na głowie, ale z opisów Stalag Luft III wynika, że był to obóz wypoczynkowy. Przepraszam za dobór słów, ale czytając, że jeńcy otrzymywali paczki Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, że udało się przemycić do obozu narzędzia, mapy, kompasy, niemiecką walutę, gotowe podrobione dokumenty, odbiorniki radiowe i aparaty fotograficzne, że za próbę ucieczki groził karcer (a nie komora gazowa czy rozstrzelanie), to jak inaczej sądzić o tym miejscu (?).

Możliwość gry w piłkę nożną, ćwiczenia sportowe, prowadzenie ogródka czy inne czynności, które nigdy nie miałyby miejsca w niemieckim obozie zagłady (Konzentrationslager). Oczywistym jest, że większość tych zajęć miała na celu uśpić czujność niemców. W tym samym czasie, kiedy część jeńców odwracała uwagę strażników, druga część szykowała się do ucieczki. Podrabianie dokumentów, szycie ubrań, tworzenie map, a co najważniejsze kopanie tuneli. I to właśnie tunele są zawsze głównym tematem Wielkiej Ucieczki.

Dość mocno rozpisałem się nad historią tego miejsca oraz wpływie sztuki filmowej na moje życie. Ale wiem, że to miejsce zasługuje na uwagę. Zależało mi bardzo żeby zobaczyć to miejsce na własne oczy. Urlop spędzany w okolicy Wolsztyna, pozwolił nam na wycieczkę w kierunku Żagania. Zatrzymaliśmy się od razu przed Muzeum Obozów Jenieckich, przy ul. Lotników Alianckich 6. Ceny biletów to jakieś grosze.

Muzeum mieści się w dużym budynku. Dookoła teren otacza zieleń, replika baraku jenieckiego, replika tunelu oraz pomnik upamiętniający jeńców.


Wewnątrz budynku przemieszczamy się po salach pełnych eksponatów. Ich ilość jest imponująca! Od mundurów, dokumentów, rzeczy osobistych do fotografii wykonanych na terenie obozu. Widziałem muzea, które posiadają mnóstwo eksponatów. Muzeum Obozów Jenieckich posiada ich ogrom!



Fragment wentylacji używanej przy budowie tunelu.

Pieczęć do podrabiania dokumentów wykonana z podeszwy.


Na jednej ze ścian znajduje się tablica upamiętniająca polskich lotników oraz „Sześciu zŻagania. Byli to Polscy Oficerowie uczestniczący w ucieczce, złapani i rozstrzelani przez gestapo z rozkazu żagańskiego (Sagan Befehl).




Po środku sali stoi duża makieta. Przedstawia ona fragment obozu z zaznaczonym przebiegiem tuneli.


Po zwiedzeniu głównego gmachu muzeum, wychodzimy na zewnątrz gdzie znajduje się replika tunelu ucieczkowego, który na oko ma kilkadziesiąt metrów. Nigdy w życiu nie przypuszczałem, że będę miał okazję poczuć to przezywali jeńcy w momencie ucieczki. Tunel na oko ma kilkadziesiąt metrów. Wejście posiada drabinkę i jest przeszklone. Połowa tunelu na odcinku gdzie znajdują się tory, również posiada oszklenie. Połowa tunelu nie jest oszklona, dopiero ta część może wywołać klaustrofobiczne odczucia. Całość odbywa się tak samo jak w filmie. Ma oddać to, co czuli jeńcy. Niestety będąc w czystym tunelu, mając świadomość, że jest to specjalnie przygotowane miejsce dla zwiedzającego, pewne obawy znikają.


Jednak leżąc tak na brzuchu na drewnianym wózku, podciągając się rękoma i odpychając stopami, odczuwa się zmęczenie - nawet na tak krótkim odcinku. Syn miał wtedy około 3 lat. W całej tej sytuacji widział niezłą zabawę w popychanie wózeczka. Dla niego cały odcinek tunelu nie stanowił przeszkody. Była to zabawa. Im mniejszy uciekinier, tym miał łatwiej. Jakiś czas temu, kiedy już podrósł, traf chciał, że oglądaliśmy w telewizji program o Stalag Luft III. Syn przypomniał sobie, że był w takim tunelu, że pchał taki wózek. Dotarło jednak do niego, że "takie pchanie wózka" dla bohaterów filmu nie było zabawą. Rozmawiałem, wytłumaczyłem - chyba zrozumiał.


Obok tunelu znajduje się replika wieżyczki strażniczej. Całość tworzy swoistego rodzaju scenę, która pozwala jeszcze bardziej poczuć "ten moment". Wychodzę z tunelu i przed moimi oczyma ukazuje się drewniana wieżyczka wartownicza. Jeńcy właśnie to musieli zobaczyć, kiedy okazało się, że obliczenia są błędne i tunel został wykopany o kilka metrów mniej.


Skoro już nie udało się nam uciec tunelem, bo dostrzegł nas strażnik, to może pomieszkamy trochę w baraku. Udajemy się do repliki baraku nr 104. Miejsce, z którego rozpoczęto ucieczkę. Wewnątrz znajdują się wystawy tematyczne – np. metody ucieczki.




Pomieszczenia zagospodarowane tak by oddać klimat panujący w momencie, gdy w obozie przebywali jeńcy. Przedmioty codziennego użytku, zdjęcia, karykatury i szkice obozowe oraz replika wózka oraz pompy powietrza. Przedmioty znalezione w tunelu „Dick” oraz płyta zasłaniająca wejście. Wszystko odnalezione na terenie obozu lub zrekonstruowane.





Przez chwilę poczuliśmy jak mogło wyglądać życie wewnątrz baraku obozowego. Nie oddaje to w pełni uczuć, jakie przeżywali jeńcy. Ale pozwala na zrozumienie jak wyglądało ich życie. Z każdym kolejnym krokiem w obozowym muzeum nabieramy jeszcze większego szacunku dla ludzi, którzy walczyli o naszą wolność.

To, co najbardziej oddaje ducha obozu to właściwe miejsce gdzie się on znajdował. Od muzeum do wieżyczki wartowniczej oraz wyjścia tunelu "Harry" dojeżdżamy drogą, około 2 km. Obóz, który kiedyś był piaszczystą pustynią z barakami, teraz jest gęstym lasem. Zatrzymujemy się przy kamieniu upamiętniającym wydarzenie nocy z 24 na 25 marca 1944
roku.









Nad drogą góruje wieża strażnicza oraz fragment ogrodzenia, które znajduje się w miejscu gdzie pierwotnie znajdowała się granica obozu. Wieża stoi obok fundamentów, które zostały odkryte.

Obok kamienia z inskrypcją leży tablica z napisem HARRY, WYJŚCIE / EXIT. Za płotem widzimy usypany z kamyczków szlak wyznaczający miejsce gdzie pod ziemią był wykopany tunel. Idziemy w kierunku wejścia do tunelu, tam gdzie kiedyś stał barak nr 104. Według opisu tunel miał długość 111 m. My idziemy spacerkiem, po lesie, w cieniu, powietrze jest ciepłe, dookoła śpiewają ptaki i słychać delikatny szum drzew. Uciekinierzy byliby w tym czasie kilka metrów pod nami. W ciasnym, ciemnym i wilgotnym tunelu.

Ścieżka wyznaczająca tunel zamienia się w tablice upamiętniające nazwiska lotników, którzy po nieudanej ucieczce zostali rozstrzelani. Mimo, że z obozu zbiegło 76 jeńców, to część z nich została schwytana i rozstrzelana. Uciekło tylko 3 lotników. Za tablicami z nazwiskami, znajduje się ostatnia z napisem HARRY WEJŚCIE / ENTRACE. Z tego miejsca widać w oddali drogę i majaczący w tle wspomniany już kamień pamiątkowy.

Natura stara się odebrać to, co jej się należy. Mimo to udaje się nam odnaleźć kilka charakterystycznych elementów obozu. Można odnaleźć fragmenty karceru, kuchni obozowej, ogromny basen przeciwpożarowy.

Pozostałości po basenie przeciwpożarowym.




Miejsce, gdzie kiedyś był ustawiony barak nr 104.



Pozostałości po podstawach kotłów kuchennych.

Do napisania tego wspomnienia skłonił mnie jeden z odcinków programu "Było... nie minęło", autorstwa pana Adama Sikorskiego. Program ten przypomniał mi, że jest coś, co muszę opisać i podzielić się z innymi. Osobiście polecam śledzenie prac, jakie pan Sikorski wkłada w przekazywanie historii. Posiadam dwie książki napisane przez pana Adama. Zawsze podziwiam to, że niemal każda historia poruszana pana Sikorskiego dotyczy danego wydarzenia, ale skupia ona uwagę na czyny jednej konkretnej osoby. Gorąco polecam.

Przez przeciwności do gwiazd.

Ilekolwiek słów byśmy nie przelali na papier, to nie są one w stanie oddać szacunku i okazać ogromu wdzięczności dla bohaterskich czynów bohaterów i jeńców wojennych. Wszyscy walczyli o naszą wolność. Nie ukrywam, że pisząc ten tekst wzbudził on we mnie ogromne emocje.

Łukasz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz