wtorek, 18 września 2018

Bolegorzyn i powrót do PRL

Polska Kronika Filmowa obserwuje i podziwia życie prywatne i zawodowe każdej polskiej rodziny. Jedną z takich przykładnych rodzin jest rodzina Zapominalskich. Dziś podpatrujemy jak wybierają się na wakacje. Nie stać ich jeszcze na zakup auta oraz własnej mapy. Rodzice, głowy rodziny Zapominalskich, którzy osiągnęli już sukces zawodowy oddają im na czas wakacji pierwszy pojazd zakupiony za bony. To włoskiej produkcji fiat. Pani Zapominalska wie jednak, że jej mąż wkrótce również zakupi ich własne pierwsze auto. Wie, że zawdzięczać to będą pracy męża w państwowym przemyśle. Mimo, że mogą odpoczywać nad polskim morzem, wolą wakacyjny czas spożytkować z dala od zgiełku kurortu. Im nie jest też w głowie spędzanie czasu przed telewizorem. Ten czas chcą spędzić aktywnie. Mimo, że pochodzą z miasta będą poznawać życie na wsi. Tata, mama i syn już jadą po polskich drogach. Uśmiechnięci. Ich syn cieszy się, że będzie miał okazję poznać jak wygląda rozwój Państwowych Gospodarstw Rolnych. On wie, że to stamtąd pochodzą wszystkie najzdrowsze produkty, jakie co dzień jego mama podaje na rodzinny stół. Antek wie, że w przyszłości chce zostać inżynierem, tak jak jego tata. zdaje sobie sprawę, że będzie mógł swoja wiedzę wykorzystać pomagając rozwijać krajowy przemysł. Mama z dumą i podziwem patrzy jak rośnie ich duma. Wspiera w rozwoju kariery syna i męża.

Koniec! Już! Starczy! Bo zaczyna się jakaś niezdrowa propaganda wkradać…

Jedni krzyczeli „precz z komuną”, drudzy „komuno wróć”. Jedni tą komunę „obalali”, inni chcieli jej powrotu. Komunizm, socjalizm, równość klasowa – hasła, które wywołują niemałe poruszenie. Nie chcę wdawać się w politykę, bo nie taka jest rola tego pamiętnika. Jedno, co mogę powiedzieć, że ustrój minionej epoki spajał społeczeństwo. Mimo, że nic nie mieli, to mieli wszystko. Jak to rozumieć? Ludzie musieli sobie radzić „jak tylko mogli”. Pomagali sobie nawzajem, ktoś miał mikser, ktoś inny mąkę, a inny jajka – wspólnymi siłami mogli upiec ciasto. Taki prozaiczny przykład.

Dziś ludzie zamykają się w swoich domach, bo każdy ma już wszystko. Nic już nikogo nie wyróżnia z tłumu. Zamknięci w domach przed komputerami, podglądamy kolegów, rodzinę sąsiadów przy pomocy takich narzędzi jak portale społecznościowe. Ktoś upublicznił zdjęcia z wakacji, z rodzinnej imprezy - ślubu, chrztu, itp.. Po co mam z nim o tym rozmawiać skoro widzę gdzie był, z kim, i czy dobrze się bawił. Z takiego portalu i zamieszczania zdjęć wynika, że ludzie lubią się przechwalać albo dzielić emocjami.

- A co z waszym blogiem? Też się przechwalacie? - zamierzeniem bloga - pamiętnika było zachowanie wspomnień. Zbieraliśmy zdjęcia, opisy wycieczek, pamiątkowe przedmioty. W kartonie po butach powstało niewielkie muzeum. Tak też postrzegam muzea, jako pudełka po butach, które zachowują wiele wspomnień i przedmiotów z tym związanych [Łukasz: oczywiście porównanie muzeów z pudełkami wyrażam z ogromnym szacunkiem do muzeów].
Na jedno z takich muzeów, które wywołało w nas wspomnienia z młodości natrafiliśmy podczas urlopu w Głęboczku (zachodniopomorskie) – okolice Siemczyna, Czaplinka. [Łukasz: o Głęboczku pojawi się też tekst] W okolicy znajduje się wieś Bolegorzyn, w której znajduje się Muzeum PGR. Wszyscy znamy historię Państwowych Gospodarstw Rolnych? Miało być pięknie, a wyszło jak zawsze.

Z obszerną historią związaną z PGR możecie zapoznać się na stronie muzeum. Równie ciekawa okazuje się być historia powstania samego muzeum. Ktoś dał pieniądze, ktoś je zabrał, uciekł i słuch po nim zaginął – akcja rodem z dobrego kryminału. Dziś budynek jest wyremontowany, zadbany i funkcjonuje, jako muzeum i świetlica.

Lipiec 2016. Jest piękny słoneczny dzień. Nie śpiesząc się dojeżdżamy do wsi. Odnoszę wrażenie jakby w tym miejscu zatrzymał się czas. Niewielkie zabudowy, które widujemy w każdej mniejszej miejscowości lub wsi gdzie próbowano powoływać do życia PeGeeRy. Nie dostrzegamy charakterystycznych domów, takie jak spotyka się na każdej polskiej wsi – cegła, spadzisty dach, obok obora, sad. Tego tu nie widać.

Wiemy, że muzeum mieści się w dawnym budynku oświatowym. Widzimy bryłę niewiele większą od pozostałych budynków. Charakterystyczne duże okna, takie jak w każdym budynku szkolnym wybudowanym w PRL. Otoczenie, mimo, że jest skromne to jest bardzo zadbane, pełne zieleni. Za muzeum jest parking, gdzie zostawiamy nasz rydwan. Przy parkingu widzimy plac zabaw oraz część eksponatów. Już wiemy, że spędzimy w tym miejscu trochę czasu. Młody nie odpuści placu zabaw.

Gościom podajemy tylko ręcznie mieloną kawę krajową!

Wszystko w swoim czasie. Najpierw pooglądamy zbiory muzeum. Wewnątrz witają nas dwie panie, które będą nas oprowadzały po salach z eksponatami. Teraz nie mogę sobie przypomnieć ile kosztowały nas bilety. Z resztą, w takich muzeach bilety są bardzo tanie. Tu nie chodzi o jakiś zysk, raczej o "zwabienie" gościa by pokazać mu zbiory i zachęcić do obcowania z nauką. A tego muzeum ma do zaoferowanie wiele. W kilku salach znajduje się pokaźna ilość przedmiotów z życia codziennego mieszkańców wsi. Te przedmioty zna każdy z nas. Były one w każdym domu.





Widzimy, że wiele przedmiotów były i w naszych domach. „Popatrz to miała moja babcia”, „pamiętam, że moi rodzice kupili coś takiego” – zabawne jest to, że część z przedmiotów mamy do dziś w domu i ich używamy. Odróżniają się od tych produkowanych współcześnie. Wyglądają na surowe, jakby czasem niewykończone, mają szare, matowe obudowy. Ale to, co je różni od dzisiejszych produktów, to fakt, że działają a coś takiego jak gwarancja nie istniała, bo nie miały prawa się zepsuć.

[Łukasz: kilka lat temu musiałem rozstać się z sokowirówką.Wytrzymała około 30 lat pracy. Niestety przyszedł na nią czas... Nie znalazłem fotografii ale nazywała się Żurawinka-2 lub SW-1, produkcji ZSRR, rok produkcji: 1968.]



Przedmioty, które znajdują się w muzeum też działają. Wiele z nich zostało przekazanych, bo zastąpiły je nowsze wersje. Ale znalazły swoje miejsce tam gdzie inni mogą je oglądać i wspominać historie, które się kiedyś z nimi wiązały. Proszę się nie śmiać, ale moi rodzice do dziś posiadają pralkę „Frania” produkowanej przez fabrykę „Światowid”. Nie zaskoczę nikogo, jeżeli powiem, że działa? Nawet udało się nią zrobić pranie kilka lat temu.



Każdy, kto jest chętny zobaczyć jak wygląda taka pralka, ma okazję właśnie w tym muzeum. Będzie miał również okazję zobaczyć inne sprzęty gospodarstwa domowego, odkurzacze, młynki do kawy, telewizory, wideoodtwarzacze, radia, telefony, maszyny warsztatowe i narzędzia, gazety, aparaty fotograficzne. Staram się spisać to, co widzieliśmy ze zdjęć. Ale gdybym miał wypisać te, które są na fotografiach to powstała by z nich pokaźna lista przypominająca taką inwentaryzacyjną.





7278 zł za bilety ?! Ta kasa chyba źle coś liczy?

Najważniejszymi eksponatami okazują się być pomoce naukowe. Pamiętamy je wszyscy z lekcji fizyki. Przekroje różnego rodzaju silników – obrót tłoka, praca zaworów, itd. Dla nas było to męczące, uczenie się tych wszystkich teorii i wzorów. Ten młody człowiek na zdjęciu jest tym jednak zafascynowany – to się kręci, to przesuwa! To działa! Teraz tata ma okazję się wykazać, co pamięta z liceum i jak bardzo zna się na silnikach.

W naszym zakładzie pracy stosujemy ochronę głowy!

Pora na zwiedzanie zewnętrznej części muzeum. Tutaj również znajdujemy pokaźną ilość eksponatów. Jest kombajn, traktor, wszelkiego rodzaju urządzenia rolnicze. Antek chce choć na chwilę usiąść za kierownikiem takiego traktora i kombajnu.




Gdyby ktoś miał jakieś pytania, to: rolnik szuka żony.


Owa kurka podobno nie płaci za bilety...

Antek bawi się jeszcze chwilę na placu zabaw. Rodzice łapią promienie słoneczne wzbogacając organizm o witaminę D. Patrzyłem tak na naszego fiata punto i zastanawiałem się jak kiedyś, ktoś będzie oglądał takie współczesne samochody w muzeum. Przecież to co było kiedyś dla nas codziennością dziś jest już zabytkiem.

Ten dzień był pełen pozytywnych wrażeń, które się nie skończyły wraz z opuszczeniem muzeum. Kilka kilometrów za Bolegorzynem na jednej z łąk zauważyliśmy stado bocianów. Zdjęcie nie objęło wszystkich osobników, niestety. Do tej pory widzieliśmy bociany w gniazdach, po dwie lub trzy sztuki brodzące na łące. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy takiej ilości tego ptactwa.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz